dzis tylko na chwilke...trzydniowke mamy za soba choc ciezko bylo pogodzic to i przedswiatezne przygotowania w tym meczace wielogodzinne zakupy, ale dalismy rade:) maly teraz odsypia wrazenia z tych ostatnich paru dni no i dobrze mamusia ma chwilke dla siebie:)
mam nadzieje ze wkroce skrobne wiecej...a jest co:)
czwartek, 25 grudnia 2008
sobota, 20 grudnia 2008
przedświąteczne wariacje nr.1
dzisiejszy dzień wkoncu dobiega konca...wreszcie moge przytulic glowe do mieciutkiej podusi i zasnac...
bladym switem(czyli u mnie to ok.9 rano)obudzil mnie telefon...kolejne godziny spedzilam na rozbudzaniu mojego leniwego organizmu oraz snuciu sie z Miłoszkiem po mieszkaniu, zmienianiu mu pieluszek(jak wali to całą serią) i sliniakow...do poludnia jakos przetrwalam i kiedy tylko kawa zaczela dzialac zabralam sie do szorowania...jednym slowem przecenilam swoje mozliwosci dlatego czuje sie jakby przejechal po mnie walec...ale powinnam sie cieszyc i skakac z radosci...bo przeciez swieta ida!!hura cieszmy sie i polerujmy swoje mieszkania na wysoki polysk, bo przeciez robimy to raz do roku(tak gruntownie, bo po co systematycznie, nie?)
jesli chodzi
bladym switem(czyli u mnie to ok.9 rano)obudzil mnie telefon...kolejne godziny spedzilam na rozbudzaniu mojego leniwego organizmu oraz snuciu sie z Miłoszkiem po mieszkaniu, zmienianiu mu pieluszek(jak wali to całą serią) i sliniakow...do poludnia jakos przetrwalam i kiedy tylko kawa zaczela dzialac zabralam sie do szorowania...jednym slowem przecenilam swoje mozliwosci dlatego czuje sie jakby przejechal po mnie walec...ale powinnam sie cieszyc i skakac z radosci...bo przeciez swieta ida!!hura cieszmy sie i polerujmy swoje mieszkania na wysoki polysk, bo przeciez robimy to raz do roku(tak gruntownie, bo po co systematycznie, nie?)
jesli chodzi
kolejne miesiące upływały nam na odkrywaniu nowych umiejętności Miłoszka na cieszeniu się każdym nowym "powiedzonkiem", każda chwilą zresztą długo by pisać....więcej na www.malyslowik.synek.pl .....
czwartek, 18 grudnia 2008



...i tak mijały nam dnie i noce...coraz szybciej i szybciej. czesto nie zauwazalam nawet ze to juz koniec tygodnia..
w miedzyczasie trzeba bylo jednak kontrolowac stan zdrowia Miloszka przez co jeszcze bardziej zrazilam sie do sluzby zdrowia i przestalam juz prawie wierzyc ze ludzie, ktorzy tam pracuja robia to z powolania...
po drugiej dawce szczepionki skojarzonej trafilismy do szpitala. szczerze mowiac nie spodziewalam sie ze panuja tam takie warunki(zasady) dlatego juz na drugi dzien chcialam wyjsc na wlasne zadanie, tym bardziej ze byl to dzien chrztu-najwazniejszy jak dotad dzien dla mojego dziecka. na szczescie stan zdrowia byl na tyle zadawalajacy ze wyszlismy na przepustke:) chrzest byl przepiekna uroczystoscia...dla gosci i dla nas rodzicow i rodzicow chrzestnych...najwazniejsza osoba postanowila odespac cierpienia i wrazenia szpitalne nie zwazajac na otaczajace go zamieszanie...moze to i dobrze...dzieki temu cala uroczystosc byla na prawde wyjatkowa i przebiegla w ciszy...


a jak juz sie pojawil...przewrocil caly swiat do gory nogami...
w szpitalu dal sie zapamietac dzieki swojemu niezwykle silnemu glosowi ktory ja rozpoznawalam bedac a drugim koncu korytarza...zreszta te chwile byly rzadkoscia gdyz byl ciagle tak glodny ze pielegniarka przynosila go co 30minut przerywajac naswietlanie:/
pierwsze dni, tygodnie uczylismy się siebie nawzajem, planowalismy na nowo czas, organizowalismy sie w zupelnie inny sposob. teraz to my podporzadkowalismy sie tej malej istotce...przyznam poczatki nei byly latwe, wszystko bylo takie nowe, zaskakujace ale juz po pierwszym miesiacu oswoilismy sie z najpiekniejsza rola na swiecie-rodzicow...
środa, 17 grudnia 2008
hmmm...od czego by tu zaczac...moze od tego ze wreszcie w domu nastala bloga niczym nie zmacona cisza...i wreszcie po calym dniu mam te chwile aby pozbierac mysli i wrazenie minionego dnia...ale od poczatku...
o moim zyciu dlugo by opowiadac bo wiele w nim bylo zakretow i naglych, nieprzewidywalnych zdarzen. skoncentruje sie wiec na przeszlosci-nie tak dawnej oraz terazniejszosci. w 2005 roku na studiach poznałam Szymona i tak juz zostal w moim zyciu a ja w jego...w 2007 zapragnelismy(moze tez pchnieci przez zegar biologiczny)przelac te nasza wielka milosc na kogos...tak strasznie tego pragnelismy!!udalo sie szczescie bylo olbrzymie, czulismy sie wybrani bo przeciez nie kazdy moze tego doswiadczyc...no i urodzil sie Miloszek-30 kwietnia 2008r. o 3.30 nad ranem. od chwili poczecia wymarzylam sobie urodzic w nocy i prosze dziecko spelnilo marzenia mamusi zanim sie jeszcze dobrze nie pojawilo na swiecie:D
Subskrybuj:
Posty (Atom)