dzisiejszy dzień wkoncu dobiega konca...wreszcie moge przytulic glowe do mieciutkiej podusi i zasnac...
bladym switem(czyli u mnie to ok.9 rano)obudzil mnie telefon...kolejne godziny spedzilam na rozbudzaniu mojego leniwego organizmu oraz snuciu sie z Miłoszkiem po mieszkaniu, zmienianiu mu pieluszek(jak wali to całą serią) i sliniakow...do poludnia jakos przetrwalam i kiedy tylko kawa zaczela dzialac zabralam sie do szorowania...jednym slowem przecenilam swoje mozliwosci dlatego czuje sie jakby przejechal po mnie walec...ale powinnam sie cieszyc i skakac z radosci...bo przeciez swieta ida!!hura cieszmy sie i polerujmy swoje mieszkania na wysoki polysk, bo przeciez robimy to raz do roku(tak gruntownie, bo po co systematycznie, nie?)
jesli chodzi
sobota, 20 grudnia 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz