środa, 17 grudnia 2008







hmmm...od czego by tu zaczac...moze od tego ze wreszcie w domu nastala bloga niczym nie zmacona cisza...i wreszcie po calym dniu mam te chwile aby pozbierac mysli i wrazenie minionego dnia...ale od poczatku...
o moim zyciu dlugo by opowiadac bo wiele w nim bylo zakretow i naglych, nieprzewidywalnych zdarzen. skoncentruje sie wiec na przeszlosci-nie tak dawnej oraz terazniejszosci. w 2005 roku na studiach poznałam Szymona i tak juz zostal w moim zyciu a ja w jego...w 2007 zapragnelismy(moze tez pchnieci przez zegar biologiczny)przelac te nasza wielka milosc na kogos...tak strasznie tego pragnelismy!!udalo sie szczescie bylo olbrzymie, czulismy sie wybrani bo przeciez nie kazdy moze tego doswiadczyc...no i urodzil sie Miloszek-30 kwietnia 2008r. o 3.30 nad ranem. od chwili poczecia wymarzylam sobie urodzic w nocy i prosze dziecko spelnilo marzenia mamusi zanim sie jeszcze dobrze nie pojawilo na swiecie:D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz